Mistrzowie Gitary (Gitara i Bas 1998): Difference between revisions
No edit summary |
No edit summary |
||
Line 1: | Line 1: | ||
'''''Summary of interview in English''': Allan Holdsworth talks about his plans to record a new album but mentions the challenge of securing a record contract for his unique style of music. He discusses the musicians he's collaborating with on the new record, including Gary Novak on drums, Dave Carpenter on bass, and himself. He also mentions guest appearances by Alan Pasqua and Walt Fowler. Holdsworth explains that his choice of musicians has evolved over the years due to the challenges of touring and expenses associated with certain lineups. He mentions the difficulties of finding a record label to release his music, especially in the United States, and expresses frustration with bootleg releases. | '''''Summary of interview in English''': Allan Holdsworth talks about his plans to record a new album but mentions the challenge of securing a record contract for his unique style of music. He discusses the musicians he's collaborating with on the new record, including Gary Novak on drums, Dave Carpenter on bass, and himself. He also mentions guest appearances by Alan Pasqua and Walt Fowler. Holdsworth explains that his choice of musicians has evolved over the years due to the challenges of touring and expenses associated with certain lineups. He mentions the difficulties of finding a record label to release his music, especially in the United States, and expresses frustration with bootleg releases. | ||
The interview touches on various aspects of Holdsworth's musical journey, including his early experiences with different instruments, his transition to the guitar, and his exploration of the SynthAxe. Holdsworth talks about his influences, including classical composers like Bach, Debussy, Ravel, Bartok, and Stravinsky. He reflects on his father's influence on his musical upbringing and early experiences working odd jobs to make a living as a musician. | ''The interview touches on various aspects of Holdsworth's musical journey, including his early experiences with different instruments, his transition to the guitar, and his exploration of the SynthAxe. Holdsworth talks about his influences, including classical composers like Bach, Debussy, Ravel, Bartok, and Stravinsky. He reflects on his father's influence on his musical upbringing and early experiences working odd jobs to make a living as a musician.'' | ||
'' | |||
Holdsworth discusses his move to the United States in 1982 and the challenges he faced in England as an unemployed musician. He mentions his connections with Eddie Van Halen and his decision not to pursue a major record label contract that would restrict his musical freedom. The interview concludes with a discussion of the categorization of music into genres and Holdsworth's approach to harmony. | Holdsworth discusses his move to the United States in 1982 and the challenges he faced in England as an unemployed musician. He mentions his connections with Eddie Van Halen and his decision not to pursue a major record label contract that would restrict his musical freedom. The interview concludes with a discussion of the categorization of music into genres and Holdsworth's approach to harmony.'' | ||
'' | '' | ||
=Mistrzowie Gitary= | =Mistrzowie Gitary= |
Revision as of 00:08, 5 October 2023
Summary of interview in English: Allan Holdsworth talks about his plans to record a new album but mentions the challenge of securing a record contract for his unique style of music. He discusses the musicians he's collaborating with on the new record, including Gary Novak on drums, Dave Carpenter on bass, and himself. He also mentions guest appearances by Alan Pasqua and Walt Fowler. Holdsworth explains that his choice of musicians has evolved over the years due to the challenges of touring and expenses associated with certain lineups. He mentions the difficulties of finding a record label to release his music, especially in the United States, and expresses frustration with bootleg releases.
The interview touches on various aspects of Holdsworth's musical journey, including his early experiences with different instruments, his transition to the guitar, and his exploration of the SynthAxe. Holdsworth talks about his influences, including classical composers like Bach, Debussy, Ravel, Bartok, and Stravinsky. He reflects on his father's influence on his musical upbringing and early experiences working odd jobs to make a living as a musician. Holdsworth discusses his move to the United States in 1982 and the challenges he faced in England as an unemployed musician. He mentions his connections with Eddie Van Halen and his decision not to pursue a major record label contract that would restrict his musical freedom. The interview concludes with a discussion of the categorization of music into genres and Holdsworth's approach to harmony.
Mistrzowie Gitary
Z gitarzysto rozmawia Piotr Nowicki
(Ze względu na obszerność materiału zdecydowaliśmy się przedstawić Wam sylwetkę Allana Holdswortha w dwóch odsłonach. W tej części publikujemy wywiad przeprowadzony jesienią zeszłego roku. W numerze następnym omówienie obszernej dyskografii, sprzętu oraz ciekawostki z jego biografii.)
COLTRANE GITARY
Nazwisko Allana Holdswortha kojarzone jest u nas głównie z grupą U.K. Część fanów gitary pamięta go z albumów Tony Williamsa, Jean Luc Ponty'ego, grup GONG i SOFT MACHINE. Nazywany jest Coltranem gitary, choć dla niego samego takie określenia mało znaczą. Tacy mistrzowie jak Van Halen, Zappa, Santana, czy Joe Zawinul określają go jako jednego z najważniejszych gitarzystów wszechczasów, ale mimo to pozostaje w cieniu. Znany jest, szczególnie u nas, bardzo wąskiemu kręgowi słuchaczy, choć coraz więcej osób odkrywa urok jego trudnej, choć bardzo ciekawej i oryginalnej muzyki. Muzycy cenią go za twórczość oraz postawę – jest wiecznie niezadowolony z tego, co zagrał kiedyś, wiecznie szuka czegoś nowego. To on zdefiniował nowoczesną grę legato na gitarze, jest mistrzem w posługiwaniu się tremolem, perfekcyjnie opanował posługiwanie się SynthAxe, instrumentem, który miał zbliżyć do formatu gitary świat syntezy dźwięku. Dzięki niekonwencjonalnemu podejściu do harmonii i opracowaniu własnej teorii skal opartych na matematycznych permutacjach interwałów, stał się jednym z niewielu innowatorów gitary. Dysponuje techniką, którą do dziś jest w stanie zaimponować. Jak powiedział kiedyś Eddie Van Halen: ,,To co ja wyrabiam na gryfie obydwoma rękami, on załatwia jedną”. Można go cenić nie tylko za intelektualizm i pewną koncepcyjność w podejściu do instrumentu, ale i za emocje wyrażane w swych harmoniach oraz dramatycznych solówkach, w których linie solówek są zawsze pretekstem do pokazania struktur harmonicznych. Jego frazowanie jest niedoścignionym wzorem. Od słuchacza wymaga poświęcenia i koncentracji. Jego albumy są czasami nierówne, taki jest jednak efekt ciągłych poszukiwań – artysta ten nigdy nie odcinał ,,kuponów”, stąd kupując jego płytę po kilku latach trzeba być przygotowanym na zupełnie inną muzykę. Ma liczne i wierne grono fanów rozsianych po całym świecie. Każdy szanujący się gitarzysta prędzej czy później musi trafić na jego płyty. Nie jest typem idola, nie gra na reklamowanych superwiosłach (choć ostatnio można było go oglądać na stronach reklamowych), nie ma kontraktu płytowego i nie lubi, gdy ktoś mówi mu co ma zagrać. Być może współpracując z dobrymi producentami nagrywałby zupełnie inne, może lepsze, może bardziej strawne dla szerszej publiczności płyty. Nie dowierza jednak nikomu, sam komponuje, nagrywa, produkuje i miksuje swoje płyty, chcąc mieć całkowitą kontrolę nad muzyką, którą sprzedaje się pod jego nazwiskiem. Stąd nie cierpi bootlegów. Nie lubi także krytyków, show biznesu oraz rozmów o muzyce, którą jak twierdzi – albo trzeba grać, albo jej słuchać. Nie znajdziecie jego muzyki w stacjach radiowych, choćby dlatego, że nie można jej zakwalifikować jednoznacznie ani do jazzu, ani do rocka, a słowo fusion jest już niemodne. W jego dźwiękach możecie odnaleźć impresjonizm rodem z muzyki poważnej, elementy jazzowej improwizacji, rockową ekspresję i progresywny chłód.
MUZYCZNA KARIERA
Pochodzi z Bradford (Yorkshire), gdzie urodził się 6 sierpnia 1946. Na jego muzyczną edukację miał duży wpływ ojciec, pianista jazzowy, amator, który nauczył go podstaw, a przede wszystkim otoczył muzyką. Płyty Django Reinhardta, Jimmy Raineya, Charlie Christiana, później Joe Passa i Johna Coltrane'a wywarły na niego, jak sam przyznaje, duży wpływ. Uczy się gry na kilku instrumentach (zob. wywiad). Jego pierwszy zespół nazywa się IGGINBOTTOM, nagrywa z nim nawet płytę w 1969 roku. Po rozwiązaniu grupy Holdsworth wrócił do swych codziennych zajęć, w międzyczasie pogrywając wieczorami w lokalnych klubach. Traktuje wówczas muzykę jako hobby, które z biegiem czasu zacznie zabierać mu coraz więcej czasu. Przeprowadza się kolejno do Manchesteru i Londynu, gra w klubach, do których trafia również dzięki „odkryciu” jego talentu przez saksofonistę Ray'a Warleigha. Okres ten znaczony jest nowymi doświadczeniami i znajomościami. Jeden ze znajomych, Jon Hiseman (ex-COLLOSEUM) formuje swój zespół TEMPEST, w którym gitarzystą jest Allan Holdsworth, a śpiewa Paul Williams. Po nagraniu debiutanckiej płyty, serii koncertów i odejściu od grupy artysta rozpoczyna koncertowanie z grupą NUCLEUS. W 1973 roku gra na koncertach z SOFT MACHINE, by wiosną następnego roku zostać jej członkiem. Zyskuje uznanie w środowisku muzycznym jako gitarzysta i muzyk, a w 1975 r. dołącza do grupy LIFETIME Tony Williamsa. Po opuszczeniu jej z powodu „niejasnej sytuacji finansowej” w 1976 roku, rejestruje swój pierwszy solowy album ,,Velvet Darkness". Rok później pojawia się na albumie grupy GONG oraz współpracuje z Jean-Luc Ponty. W tym samym czasie gra też z Billem Brufordem, który zaprosił go na sesję nagraniową swojego albumu „Feels Good To Me”. Dzięki płycie ,,In The Dead of the Night" grupy U.K. jego nazwisko poznaje szersze grono melomanów, w tym wielu gitarzystów, którzy od tego momentu pilnie śledzą rozwój jego kariery oraz muzyki. Opuszcza jednak grupę, nagrywa kolejne albumy z Brufordem i przymierza się do kariery solowej. Nie mając nic innego do roboty reperuje wzmacniacze i wyprzedaje sprzęt nagromadzony podczas tras koncertowych z U.K. Rozpoczyna próby ze swoim dobrym przyjacielem Jackiem Brucem (ex-CREAM) i Jonem Hisemanem. W Zjednoczonym Królestwie króluje wtedy punk i nikogo nie obchodzi muzyka, którą mają do zaoferowania. W międzyczasie poznaje wspaniałego, młodego perkusistę Gary Husbanda, z którym zakłada nowy zespół. Wraz z Paulem Carmichaelem (bas) i starym znajomym Paulem Williamsem nagrywają album I.O.U. (nazwa sugeruje, że chodzi o pożyczone pieniądze i faktycznie bez nich nie byłoby albumu). Wydany zostaje dopiero w 1982 roku (reedycja w 1986 r.), a w międzyczasie Holdsworth mysli nawet poważnie o zrezygnowaniu z grania. Przeprowadza się do Kalifornii, a jego wielki fan, Eddie Van Halen przekonuje szefów Warner Bros, na tyle skutecznie, że dochodzi do podpisania kontraktu płytowego z Holdsworthem. W 1983 r. ukazuje się legendarna EP-ka „Road Games" obecnie prawie niedostępna na rynku. Na tym jednak kończy się współpraca Warnera z artystą. Zaczyna się solowa kariera Holdswortha, której owocem są kolejne albumy instrumentalne począwszy od „Metal Fatigue" (1986), a kończąc na „None Too Soon" (1996). Miłośnik piwa Tetley, uwielbia przejażdżki rowerowe oraz serial „Star Trek”. Ma żonę, Claire, z którą wychowuje trójkę dzieci.
KONCERT
Z Alanem Holdsworthem rozmawiałem przed koncertem w berlińskim klubie Quasimodo, w którym zagrał wraz z Chadem Wackermanem (dr) oraz Davem Carpenterem (bass). Berliński występ był fragmentem jesiennej trasy koncertowej po Europie, którą zorganizowano po sukcesie wcześniejszych występów na przełomie lutego i marca 1997 roku. Trio Allana Holdswortha zagrało kolejno: Sixteen Men Oftain – nową melodię z mającego się właśnie ukazać albumu, Looking Glass z płyty „Atavachron, Above + Below”, E-tune (Material Real), kolejny nowy utwór oraz Water On The Brain z płyty „Road Games”, w którym Carpenter znakomicie wczuł się w rolę słynnego poprzednika (Jeffa Berlina) i zagrał porażające solo na basie. Po zagraniu nowego numeru Running on Fumes Allan Holdsworth skomentował gorącą reakcję fanów słowami: „To jest nowy utwór, nawet nie wyobrażacie sobie jak go sp...my.” Kompozycję Funnels zagrali natomiast w wersji dość swingującej mocno zmienionej stosunku do oryginału z płyty „Atavachron”, a w którym kapitalne solo na bębnach zagrał Chad Wackerman. Po kilkunasto minutowej przerwie wrócili na estradę, by zagrać: Letters of Marque z płyty „I.O.U.”, nową kompozycję 0-1-2-7-4 i znów z „I.O.U.”, tym razem Where Is the One. House of Mirrors z „Hard Hat Area” wypadł moim zdaniem gorzej niż na płycie, a gitarzysta zamiast SynthAxe użył bodajże Rolanda VG-8. Texas to kolejny nowy utwór tego wieczoru, po nim Shallow Sea znów z „I.O.U.”, galopujący Proto Cosmos dedykowany był Tony'emu Williamsowi, a na koniec witany owacjami Tokyo Dream z „Road Games”. Na bis zagrali o ile pamiętam Mr Berwell z „Atavachron”. Jak widać materiał pochodził głównie z płyt „Atavachron” oraz „I.O.U.” Nie wiem, czy podyktowane to było sentymentem, którym artysta darzy te płyty, czy też raczej ich uniwersalnością i możliwością dostosowania do formatu tria. Zabrakło bowiem, przynajmniej w moim odczuciu, backgroundu instrumentów klawiszowych, które prócz kreowania klimatu dałyby również harmoniczne tło dla solówek. Co prawda Dave Carpenter dwoił się i troił grając różnorodne pochody basu, łącznie ze zwykłymi i rozłożonymi akordami (brzmiało to czasami jak... granie techniką „sweep” na basie!), ale nie był w stanie oddać bogatych harmonii, gdy Holdsworth grał solo. Sam mistrz jak zwykle skupiony pokazał, że mimo wieku jego rozpięte niczym macki pająka palce nie utraciły wigoru. Szybkość, precyzja, ale przede wszystkim unikalne improwizacje, które wymagały od słuchaczy dość szybkiego „pomykania” za myślami i opowiadaniami, które mistrz chciał przekazać. Porównując jego grę z tym co nagrał na płytach miałem wrażenie, że gitarowy styl powoli ulega zmianom, a charakter improwizacji, szczególnie w nowych utworach zapowiadał kolejną „odsłonę", inną stronę artysty, zobaczymy, co znajdziemy na nowej płycie. Co dziwne, w ogóle nie używał tremola, a jak pamiętają fani jego użycie „wajchy” (które notabene sprytnie kopiował Van Halen) nadawało specyficzny klimat solówkom. Partie solowe udanie odgrywał tego wieczoru Dave Carpernter, grający momentami podobnie do Jimmiego Johnsona, niesamowicie sprawny technicznie i muzykalny. Chad Wackerman nabijał tempo bardzo oszczędnymi ruchami, słychać było, że współpraca sekcji układa się dobrze. Holdsworth na żywo wart jest posłuchania i oglądania, bowiem jest okazja usłyszeć improwizacje nie zarejestrowane jeszcze na żadnej płycie. Czas najwyższy by artysta pomyślał o płycie „na żywo”, choć często wypowiada się, że zbyt szybo jej nie nagra.
GIB SPECIAL (Interview)
Gitara i Bas: Czy nagrywasz teraz jakiś album?
Allan Holdsworth: Tak, mam zamiar, problem w tym, że potrzebny jest jakiś kontrakt płytowy. Jest to bardzo trudne jeśli się gra taki rodzaj muzyki. Właśnie skończyliśmy prawie nowy album, przed wyruszeniem na trasę skończyliśmy nagrywać sześć utworów, po powrocie zrobimy trzy następne. Mam nadzie ję, że album wyjdzie w styczniu.
GiB: Z kim grasz na nowej płycie?
A.H.: Gary Novak na perkusji, Dave Carpenter na basie i ja. W jednym z utworów Alan Pasqua gra na fortepianie, a na dwóch Walt Fowler gra na trąbce.
GiB: Co spowodowało, że nagrałeś go z innymi muzykami niż poprzednio? Dop. autora: Allan Hodsworth nagrał kilka swoich albumów w dość stabilnym składzie: zazwyczaj byli to Jimmy Johnson, Gary Willis, czy Skuli Sverrisson na basie oraz Chad Wackerman lub Gary Husband na perkusji. Na instrumentach klawiszowych grał zwykle Alan Pasqua lub Steve Hunt, a za fortepianem zasiadał czasami Gordon Beck.
A.H.: To zmienia się przez lata. Zawsze grałem z Garym Husbandem, ponieważ jest dla mnie wyjątkową osobą, szczególnie gdy chodzi o podobne odczuwanie muzyki. Grał ze mną zawsze, kiedy tylko mógł. Jimmy Jonhson grał również ze mną, a także gość z Islandii, Skuli Sverrisson. Miałem więc w grupie Gary'ego, Skulli i Steva Hunta na instrumentach klawiszowych (w tym składzie zespół Holdswortha nagrał album „Hard Hat Area” - dop. autora). Był to świetny zespół, ale trudno było go utrzymać przy życiu - granie tras i podróżowanie było zbyt drogie i ciężko było zarobić jakiekolwiek pieniądze. Dogadałem się z Davem Carpenterem, skądinąd świetnym basistą (zagrał m.in. na „Tore Down House”, ostatniej solowej płycie Scotta Hedndersona), że powinniśmy zmontować zespół, oparty na lokalnych, łatwo dostępnych muzykach wraz z Gary Novakiem na bębnach. Zagraliśmy niedużą trasę, ale znów miałem problem z ustaleniem odpowiednich terminów, więc wygląda na to, że Chad Wackerman, który gra ze mną podczas tego mini-touru w Europie zagra w pozostałych trzech utworach na płycie.
GiB: Problem jest znalezienie wytwórni, która wydałaby Twoją muzykę. Czy są szanse na podpisanie przez Ciebie kontraktu, który pozwalałby przynajmniej na komfort przy nagrywaniu kolejnych płyt? W Europie takim śmiałkiem jest Jean Marie Salhani. Dop. autora: Albumy Holdswortha wydawały głównie amerykańskie wytwórnia Enigma, później Restless. Ta ostatnia posiada prawa do jego płyt za Wielką Wodą. Allan często wspomina, że nikt nie przykłada się do promocji jego płyt, ale nie stać go na odkupienie całego katalogu wydań amerykańskich. W Japonii kilka ostatnich płyt ukazało się pod szyldem Polydoru. W Europie wszystkie solowe płyty wydaje JMS-Cream Records w Paryżu. Wiele płyt, które znajdują się na rynku to bootlegi.
A.H.: Tak, tu w Europie wyda to J. M. Salhani, ale nie mam pomysłu na wydanie tego poza Europą. Nie mam żadnego kontraktu płytowego. Stąd często zdarzają mi się utrapienia, kiedy po raz kolejny ktoś wydaje moje niepublikowane nagrania jako bootlegi. Tym razem zrobił tak człowiek, który śpiewał w moim zespole ponad 10 lat temu - Paul Williams (śpiewał min na „Road Games", „I.O.U.” i „Metal Fatigue” – dop. autora). Nie mogę uwierzyć w to, co zrobił. Miał trochę taśm, o których istnieniu nic mi nie mówił. Zremiksował je i wydał. Na domiar złego są to taśmy z 1985 roku, które on wydał jako jakąś nową płytę. To mnie bardzo zdenerwowało, bo bardzo trudno podpisać kontrakt płytowy, gdy ludzie postępują tak jak on. On nigdy nie powiedział mi o tym, z nikim kto grał wówczas nie podpisał żadnych umów. Zarobił na mojej muzyce, moim zespole i moim nazwisku, które umieścił na płycie. Jestem naprawdę wk...ny na niego za to co zrobił. W tej chwili ścigam go sądownie... Naprawdę nie mogę uwierzyć w to, co zrobił. Dlaczego nie nazwał tego albumu swoim imieniem i nazwiskiem? Ten facet to idiota. Problem w tym, że takie posunięcia pogarszają mój wizerunek. Ludzie widzą płytę w sklepach, a więc moją prośbą byłoby, aby byli na tyle uprzejmi wobec mnie i nie kupowali tej płyty.
GiB: Takie sytuacje przydarzają się Tobie dość często, rzekłbym regularnie. Pamiętam, że dużo płyt nagrywałeś szybko, z niektórych sesji nie byłeś zadowolony, a mimo to pojawiały się na płytach. Często też wydawano to, co nagrano przypadkiem lub ukradkiem, bez konsultacji z Tobą. Pamiętasz swoją pierwszą sesję z grupą IGGINBOTTOMS BAND? Nagrywaliście na szybcika i stąd dziś chyba niezbyt mile wspominasz tamte doświadczenie?
A.H.: O to była zupełnie inna sytuacja dlatego, że właściwie nie powinniśmy byli wtedy nagrywać. Wiesz, grałem zbyt krótko. To jak obraz kogoś zupełnie innego, właściwie takiego muzycznego, trzyletniego dziecka w powijakach. To są tak odległe czasy... a ja jestem zainteresowany tylko moją nową muzyką. To co nagrałem kiedyś ma dla mnie dużo mniejsze znaczenie.
GiB: O ile pamiętam perkusista John Stevens również wydał nielegalnie materiał, który jest teraz gorączkowo poszukiwany przez kolekcjonerów?
A.H.: Tak, John Stevens zrobił to samo. Właściwie wykorzystał sytuację, że nie jestem kimś bardzo znanym i nie jestem w stanie podać do sądu i procesować się ze wszystkimi, którzy wydają bootlegi. Pokazał przy okazji jakim jest dupkiem. Wydaje mi się, że chyba za dużo powiedziałem, bo on już nie żyje...
GiB: Czy inni zarabiają na Tobie dużo pieniędzy?
A.H.: Na pewno zarabiają trochę, ale nie są to takie sumy, o które mogłaby powalczyć jakaś wytwórnia płytowa, przy okazji wtrącając kogoś do więzienia. Normalnie, gdybym miał więcej pieniędzy to Paul Williams, za ponowne wydanie materiału ze starej kasety video, pod moim nazwiskiem trafiłby za krat
GiB: Wiem, że jesteś wymagającym artystą i nie lubisz, gdy ktoś wydaje utwory, pod którymi nie chcesz się podpisać ze względu na ich jakość.
A.H.: Wciąż pojawiają się rzeczy, które mi się nie podobają i nic na to nie poradzę. Tak jak powiedziałem, nie mam kontraktu w Stanach i o ile niezbyt trudno byłoby go podpisać wcześniej, o tyle teraz na pewno nikt go ze mną od razu nie podpisze. Myślę, że wydam nową płytę na własny rachunek, wraz z przyjacielem, który ma sklep muzyczny. On ma wystarczająco dużo pieniędzy, by sfinansować ten projekt. W Japonii płyta ta będzie wydana przez Polydor/PolyGram, w Europie przez JMS. Skontaktowałem się też z niemieckim dystrybutorem w sprawie bootlegu, a on zapewnił mnie, że nie będą tego sprzedawać, więc może uda się pozyskać kogoś w Neimczech. W Stanach będę musiał poprosić lub zmusić Paula Williamsa, by zaprzestał sprzedaży tej fatalnej płyty.
GiB: Czy nowy album będziesz sprzedawał również poprzez Internet? Robi tak teraz wielu muzyków, szczególnie niezależnych?
A.H.: Nowy? Tak, możemy to zrobić i prawdopodobnie zrobimy.
GiB: Jednocześnie wiem, że pracujesz nad innymi projektami, m.in. nad kolejną płytą wespół z perkusistą Andrea Marcellim?
A.H.: Tak, zaczęliśmy album, ale przerwaliśmy pracę nad nim. To wspólny projekt, większość materiału jest już nagrana, w tym podstawowe ścieżki, ale trzeba dograć solówki nasze i innych muzyków.
GiB: Czy lubisz współpracować z innymi artystami na takiej zasadzie jak z Marcellim?
A.H.: Lubię jego i jego muzykę. Jest inna, i dla mnie to niezwykle miłe, nagrać coś odmiennego od tego, co normalnie robię. Dlatego też spodobało mi się to, co nagrałem z braćmi Johansson (chodzi o płytę „Heavy Machinery” - dop. autora), ponieważ nigdy nie napisałbym, ani nie zagrałbym takiej płyty, ale miałem dużo radości z grania. To było świeże i na swój sposób ekscytujące. Tak, lubię robić inne rzeczy, szczególnie jeśli są niezwykłe. (Z moich informacji wynika, że Holdsworth miał pojawić się na albumie F/X grupy WALK AWAY, nie udało się jednak dograć terminów - dop, autor.)
GiB: W swojej karierze miałeś też epizod pod nazwą LEVEL 42. Czy jest to taki typ ,,inteligentnej muzyki pop” jak sam ją określiłeś, który chciałbyś grać, jeśli ktokolwiek zaprosiłby Cię do współpracy?
A.H.: Granie z grupą pop? Nie, nie byłbym w stanie wytrzymać z tego typu grupą, zwariowałbym chyba...
GiB: Chodzi Ci o granie tych samych nut co wieczór?
A.H.:... Tak, ogólnie o muzykę, która mnie denerwuje. Ktoś inny mógłby prawdopodobnie lepiej zrobić taką robotę za mnie. Poza tym masz wtedy do czynienia ze show biznesem. Nie chcę mówić nic złego o zespole, bo jest to dobra grupa i lubię tych ludzi na czele z Markiem Kingiem i oczywiście Garym Husbandem, z którym współpracowałem przez lata. Szczególnie cieszyło mnie nagrywanie płyty i to prawdopodobnie byłbym w stanie jeszcze zrobić kiedyś. (Allan Holdsworth zagrał na płycie i trasie zastępując zmarłego na AIDS Alana Murphiego, notabene uważanego za drugą, po Holdsworcie, angielską gitarę w tym trudnym do nazwania gatunku. Umówmy się, że jest to nowoczesna muzyka improwizowana - dop. autor.)
GiB: Wracając do bardziej zamierzchłych czasów: wiem, że przestałeś grać na gitarze akustycznej, ze względu na perkusyjny charakter dźwięku. Przeczytałem gdzieś, iż grałeś na skrzypcach, a adnotacje odnośnie tego instrumentu znalazłem też na okładkach kilku płyt. Czemu sięgnąłeś po skrzypce i dlaczego przestałeś grać?
A.H.: Tak naprawdę to nigdy nie zacząłem i nie przestałem grać na tym instrumencie. Grałem na wielu instrumentach: oboju, klarnecie, saksofonie, skrzypcach i altówce. Nigdy jednak nie grałem na nich tak naprawdę. Po prostu byłem ciekaw innych instrumentów. Skrzypiec byłem ciekaw, poza tym dziwiło mnie jak w dość krótkim okresie czasu i bez zbytniego wysiłku poczyniłem pewne postępy. Pamiętam, że było to kilka miesięcy, do pół roku. Przestałem grać, ponieważ jest to trudny instrument i zabierał mi czas poświęcany na gitarę. Ponadto nie mogłem grać akordów. Kiedyś nawet chciałem bardzo grać na saksofonie, ale jednak brak możliwości wydobywania współbrzmień spowodował, że przestałem grać. Akordy są bardzo ważną częścią tego co lubię i co robię w muzyce.
GiB: Swego czasu miałeś problem, który instrument wybrać: SynthAxe czy gitarę...
A.H.: Lubię SynthAxe solo i lubię go teraz bardziej niż gitarę, ponieważ zbliża mnie do tego, co chciałem uzyskać z instrumentu, a czego nie mogłem osiągnąć gitarą. Szczególnie po tym gdy grałem na nim kilka lat. Na ,,Atavachron” było to coś zupełnie nowego dla mnie. Dostałem ten instrument tuż przed nagraniem albumu. Nie znałem go wcale. Później na ,,Sand” i ,,Secret”, szczególnie wtedy gdy nagrywałem ,,Sand” czułem się zadowolony, z tego co zrobiłem, w porównaniu do gitary...
GiB: O tak, utwór Spokes jest rewelacyjny...
A.H..... Tak, czułem, że udało mi się wypracować odpowiednie brzmienie, odnaleźć siebie... Ale oni (tj. firma produkująca SynthAxe) przestali je produkować, zacząłem sie więc obawiać przywiązania do takiego instrumentu. Gdyby się zepsuł byłbym zgubiony. Dlatego zrezygnowałem właściwie z SynthAxe i wróciłem do gitary.
GiB: Czy gitara jest dla Ciebie instrumentem, który stawia wciąż nowe wyzwania, czy może będziesz może szukał innego modelu syntezatora?
A.H.: Nie, zostaję przy gitarze. Każdy instrument stawia dość wyzwań, bym był zajęty powiedzmy przez dziesięć moich „żyć”. Mógłbym żyć i 1000 lat i wciąż nic nie wiedziałbym o muzyce. Ponieważ im więcej się uczysz, tym bardziej zdajesz sobie sprawę, że nic nie wiesz. To nie ma końca. Ja nigdy nie wiedziałem nic naprawdę. Teraz wiem więcej niż przedtem, ale naprawdę nic nie wiem...
GiB: Dziwne słyszeć to od artysty, którego wielu muzyków i krytyków uważa za innowatora. Masz wielu entuzjastów swojej muzyki, niektórzy stawiają Cię w rzędzie najlepszych gitarzystów i muzyków naszych czasów...
A.H.: Cóż, tak? To zdumiewające (z uśmiechem), doceniam to...
GiB: Czytałem, że Twoje podejście do harmonii opiera się na znajdowaniu permutacji skal, ich dźwięków i akordów, co skojarzyło mi się z Janem Sebastianem Bachem, który dla wielu był wielkim muzycznym matematykiem. Na pewno inspiruje Cię też muzyka klasyczna?
A.H.: Zawsze lubiłem to, co robił ten człowiek i inni muzycy klasyczni. Podoba mi się Bach, Debussy, Ravel, Bartok, Stravinski. Najbardziej ten okres kiedy żyli Bartok i Debussy, ten „romantyczny" styl. Lubię tę muzykę, jest świetna i miała duży wpływ na mnie. Kiedy byłem dzieckiem, zanim cokolwiek poznałem, mając jakieś trzy lata nie mogłem skojarzyć dlaczego jedna muzyka powodowała, że płakałem, a inna czyniła mnie szczęśliwym. Nie wiedziałem co to było. Muzyka dla mnie jest czymś wyjątkowym, magicznym... Ale wciąż nie wiem czym ona jest...
GiB: Dużą rolę w Twoim dzieciństwie spełnił Twój ojciec. To dzięki niemu poznałeś mnóstwo płyt jazzowych?
A.H.: Well, mój ojciec był naprawdę wspaniałym muzykiem i utalentowanym artystą, a także... piłkarzem. Miał talent do wszystkiego, czego się tknął...
GiB: Poświęciłeś mu jeden z utworów na „Metal Fatigue”...
A.H.: Jest kilka utworów, które mu poświęciłem. Nie tylko na tym albumie, również na ,,Secret"...
GiB: Który?
A.H.: Endomorph... Tak, ojciec był niewiarygodny, nigdy do niczego nie doszedł, pod koniec rzucił całkowicie muzykę, czego nie mogłem zrozumieć, gdy sam zacząłem grać. Teraz rozumiem dlaczego to zrobił - nie miał po prostu tej możliwości jaką ja mam, czyli grania dla publiczności, która jest otwarta na muzykę. Znalazł się w mieście, w którym nie było ujścia dla jego talentu. Poza tym po wojnie nie chciał być poza domem, utracić kontaktu z rodziną, więc znalazł po prostu zwykłą pracę, źródło utrzymania. Pod koniec życia przestało go to bawić... Pomógł mi ogromnie. Nie umiał grać na gitarze, ale wiedział wszystko o tym instrumencie, na których progach są dane nuty, akordy. W końcu stał się całkiem niezłym gitarzystą, ucząc mnie wszystkich rzeczy (śmiech). To było niezwykłe...
GiB: Z tego co wiem, Ty nie uczysz gry na gitarze...
A.H.: Jak mógłbym uczyć innych, nie wiedząc nic samemu? Są tacy ludzie, którzy lubią uczyć i mogą nauczyć wszystkiego, co chciałbyś wiedzieć o tym, co wszyscy inni już robią. Ja próbuję znaleźć inną drogę, chcę zrobić coś więcej. Musi przecież istnieć więcej niż jeden sposób wykonywania czegoś. Wiesz, lubię bebop, dorastałem słuchając tego, ale nie mam potrzeby by grania tego rodzaju muzyki, ponieważ dla mnie jest to marny skrót prawdziwego znaczenia pojęcia „improwizacja”. Jest zbyt dużo muzyków, naprawdę wspaniałych, którzy tak robią, więc...
GiB: Masz rację, odkryłem to słuchając wielu skądinąd znanych i cenionych współcześnie muzyków. Ciągle grają podobnie naśladując coś, co zostało wymyślone już wcześniej – te same rzeczy.
A.H.: Tak, gdy rozpoznajesz akordy, linie dźwięków, skale, dochodzisz do wniosku, że słyszałeś to wcześniej. W większości wypadków ludzie, którzy zagrali to pierwsi, zrobili to najlepiej, byli gotowi przekroczyć pewne granice, przejść na drugi brzeg. Dla mnie jest to owo „coś”, czym muzyka jest naprawdę
GiB: Gdy wspomniałeś o przechodzeniu na drugi brzeg, przypomniał mi się Twój utwór At the Edge z płyty „The Things you see...” Ta płyta to dowód Twojego muzycznego spotkania z Gordonem Beckiem, wspaniałym, ale chyba niedocenianym pianistą. Razem tworzycie niezwykłe utwory, czemu nie nagraliście razem więcej muzyki?
A.H.: Później razem nagraliśmy kolejną płytę jako duet (mowa o „With a Heart in my song”) i zrealizowaliśmy „None Too Soon”. Uwielbiam go, to świetny i niezwykły muzyk. Wspaniale nam się razem pracuje. Jest jednym z kilku muzyków, z którym czuję się związany muzycznymi korzeniami i podobieństwami. Wychodzi, że on lubi również to, co ja robię ze swoją muzyką. Dlatego zapytał mnie, czy nie zrobilibyśmy razem albumu „None Too Soon”. Powiedział: „Wiesz, ludzie naprawdę nie rozumieją tego, co robisz, więc może byśmy nagrali album z jazzowymi, czy zwykłymi utworami. Ludzie mogliby usłyszeć co robisz mając za tło utwory, które są im znane. Prawdopodobnie lepiej by zrozumieli ciebie i twoje muzyczne myślenie?” Zgodziłem się.
GiB: Dlaczego Gordon zagrał na elektrycznym fortepianie?
A.H.: Ponieważ nagrywaliśmy u mnie w domu. Nie miałem pieniędzy, by wynająć studio. Nagraliśmy to moim domowym studiu, mam małe studio w domu...
GiB: The Brewery?
A.H.: Tak. To tylko garaż, wygląda na dużo większy niż jest w rzeczywistości.
GiB: Czytałem, że dom, w którym mieszkasz również jest niezwykły...
A.H.: Tak, ma kształt kopuły, jest okrągły. Był niedrogi, a garaż był już wybudowany. Przeprowadzka nie kosztowała nas dużo, ponieważ dom, w którym poprzednio mieszkałem wraz z rodziną, mimo iż mniejszy, leżał w droższej dzielnicy. Więc przeprowadziliśmy się na przedmieścia San Diego. W tym dużym garażu mój znajomy stolarz wybudował studio. Miksowałem tam ,,Hard Hat Area" i nagraliśmy „None Too Soon” oraz najnowszy album.
GiB: Czy nagrywasz na magnetofonie analogowym?
A.H.: Tak, pożyczam go. Na „None..." nie mogłem sobie na to pozwolić, bo nie miałem pieniędzy, więc nagrałem go na ADAT-ach. Nie lubię ich, nie brzmią dobrze, ale musiałem wykorzystać maksymalnie czas i warunki pracy.
GiB: Co do pieniędzy: wiem, że często nie wystarcza Ci ich na dokończenie pracy nad albumem. Czy nie jest to najbardziej frustrujący moment, kiedy prócz rozterek tyczących się Twoich muzycznych poszukiwań, stają Ci na przeszkodzie z pozoru prozaiczne, ale jednak ciężkie do pokonania przeszkody finansowe?
A.H.: Dlatego mam studio w domu. Zanim doszło do jego utworzenia kompletowałem sprzęt przez kilka lat, po trochu, aż uzbierałem dostatecznie wiele, by zorganizować studio. Nie mam nawet magnetofonu, a tylko dobrą konsoletę i trochę sprzętu do obróbki dźwięku. Dobra konsoleta to połowa sukcesu, kupiłem ją kilka lat temu. (Holdsworth używa konsolety marki Trident - dop autora.)
GiB: W jednym z wywiadów czytałem, że miałeś taki moment w swoim życiu, że sprzedawałeś własne gitary by przeżyć?
A.H.: Sprzedałem wszystkie swoje gitary, by zmiksować album I.O.U. Gdy skończyliśmy pracę nie miałem żadnej gitary. Wtedy spotkałem Grovera Jacksona z firmy Charvel, wspaniałego gościa, który zrobił mi kilka, pięć czy sześć różnych gitar w tym dwie szczególne, piękne, czerwoną i biała, które miałem przez wiele lat. Piękne instrumenty. On mi je po prostu dał. Tak więc gdy przyjechałem do Stanów i miałem ze sobą zadnej gitary, on ofiarował aż dwie, świetny gose
GIB: Przeniosłeś się do Ameryki w 1982 r. Czy była to trudna decyzja, zostawić wszystko w Anglii i jechać w nieznane?
AH.: Nie, to było dose latwe, gdyż w Anglii pozostawałem bezrobotny jako muzyk. Nie mogłem pracować w Anglii?
GiB: Czy to były ciężkie czasy dla Ciebie?
AH.: To nie było nic złego, nie myślę o tym w ten sposób. Wielu muzyków musi robić inne rzeczy. Ja zarabiałem na życie w kilku miejscach: fabryce, zakładach, sklepach z rowerami. Kiedy jednak zobaczyłem swoje nazwisko w amerykańskich magazynach gitarowych, jak „Guitar Player”, pomyslałem, że może ktoś zainteresowałby się moja muzyka w Ameryce. Jeden ze znajomych muzyków mieszkał wtedy w Kalifornii, wyjechałem wtedy razem z zespołem i mieszkaliśmy u niego. Zagralismy kilka koncertów i spotkaliśmy wówczas Mike'a Varney'a. On pomógł nam w załatwieniu kilku koncertów w klubach, które o dziwo świetnie się sprzedały. To było zadziwiające: występowanie w pełnych salach po okresie, gdy zwykle grało się dla pustych krzeseł i gdy wcześniej nie było szans na zorganizowanie żadnej trasy w ogóle. B: Wspomniales nazwisko Varney'a. Nagrałeś dla jego wytwórni album z Frankiem Gambale...
A.H.: Tak, ale to był Mark Varney, jego brat. To Mike załatwił nam trasy, a dla Marka zagrałem z Gambalem. To dobra płyta. Uwielbiam Franka i innych muzyków, z którymi wtedy zagrałem, mimo tego, że zdawałem sobie sprawę, że producent albumu, Mike Varney chciał ,,gitarowej wojny” przez cały czas. Ja nie zgodziłem się na jego koncepcję, dlatego część partii zagrałem na SynthAxe. Pomyślałem, że jego brzmienie będzie stanowić dobry kontrast dla gitary, zamiast ciągnąć według schematu grania solówek gitarowych jedna po drugiej.
GiB: Jeśli już poruszyliśmy temat innych gitarzystów, to chciałbym byś wspomniał o Twoich kontaktach z Eddiem Van Halenem. Wiem, że pomógł on w sfinalizowaniu kontraktu z Warner Brothers i mieliście ponoć coś nagrać razem. Tak przynajmniej wynika z jednego z wywiadów, które udzielił pismu ,,Guitar World"...
A.H.: Tak, prawdopodobnie byłby zaangażowany w „Road Games”. To jednak była wielka katastrofa. Wiesz, Eddie to wspaniały, szlachetny gość, naprawdę bardzo go lubię, wiele mi pomógł, szczególnie w zyskaniu kontraktu z Warnerem. Co prawda to nie wyszło, ponieważ oni chcieli bym grał taką muzykę, na jakiej mi nie zależało. Nie widziałem po prostu sensu w tym, by podpisywać kontrakt z wielkim koncernem jeśli oni nie pozwalają mi robić tego, co zwykłem. Gdyby teraz przyszedł ktoś z dużej wytwórni i powiedział: damy ci kontrakt, ale nie możesz grać tego co grasz, to również nie byłbym tym zainteresowany.
GiB: No tak, krytycy jazzowi nie uważają cię za jazzmana, dla rockmanów jesteś „poza tematem”, zbyt jazzowy. Czy uważasz, że to nazewnictwo, przypisywanie czyjejś muzyki do gatunków jest potrzebne?
A.H.: Nie, ale wydaje się, że każdy chce mieć jakąś klasyfikację. Kategoria ,jazz" nie jest ścisła. Mój ojciec mówił zwykle, że słowo „jazz" było hasłem przypisanym do improwizacji nad strukturami harmonicznymi i rytmicznymi. Bez względu na to, co by to nie było. Po tym jak wykształciły się style stały się one formą tradycyjną. Teraz mamy drugą generację jazzu tradycyjnego, modern jazz. Kierunki takie jak Bebop stały się klasyką i to jest świetne, wielu naprawdę świetnych muzyków trzyma ten gatunek przy życiu, ale nie jest to coś co przemawia do mnie. Lubię posłuchać tego od czasu do czasu, ale... to nie to. Sekwencja akordów, to sekwencja akordów. Na „None Too Soon” nagraliśmy tak właśnie utwory. Nie znałem żadnego z nich, więc nauczyłem się ich tak jak innych melodii. Akordy były te same, ale solowe partie nagrałem tak, jakbym grał je w swoich oryginalnych melodiach. Nie było więc różnic, jedynie format był inny. Nie interesuje mnie to na dłuższą metę... W międzyczasie zapytałem Holdswortha, czy mógłby opowiedzieć parę słów na temat jego sposobu pojmowania harmonii. „To zbyt trudne, dajmy sobie spokój” – uciął krótko.
GiB: W klubie dyskusyjnym, który istnieje przy Twoim internetowym fan-clubie przeczytałem opinie, że ,,NTS” jest albumem, w którym nie czuć swingu, a winą za to obarczano perkusistę, Kirka Covingtona. Co sądzisz o takiej krytyce? Z tego co wiem Willisa i Covingtona polecił ci Scott Henderson (Scott gra z nimi w swojej grupie TRIBAL TECH - dop. autora.)
A.H.: Zaprosiłem Gary Willisa do pracy nad albumem, ponieważ uwielbiam go, to fantastyczny basista. Chciałem, by czuł się komfortowo z kimś, kto siądzie za perkusją. Dałem mu wolną rękę i wybrał Kirka. Mnie podoba się to co zagrał, może nie jest to dobre dla wszystkich. To nie jest płyta dla każdego, ludzie mogą wyrzucić ją do kosza na śmiecie. Nie ma znaczenia, czy ci się spodoba, czy nie. Która godzina? W tym momencie zostało około pół godziny do koncertu, więc nasza rozmowa się skończyła. Nie zdążyłem zadać wielu innych pytań, stąd czułem pewien niedosyt. Być może rozmowę uda się dokończyć, gdy Holdsworth dotrze wreszcie do naszego kraju. Ponoć kilka razy przymierzano się do jego występów tutaj. Miał nawet wystąpić jesienią zeszłego roku w Warszawie i w Krakowie. Manager Patrizzio Chiozza pocieszał mnie twierdząc, że Allana rzadko kiedy udaje się namówić na wywiad, a już na pewno nie przed koncertem. Chyba miałem szczęście...
Piotr Nowicki
CDN
Podziękowania: Thanks to - Patrizzio Chiozza, Jean Marie Salhani, Giorgio & all crew at the Quasimodo Club.
ChatGPT version
Piotr Nowicki talks with the guitarist
(Due to the extensive material, we have decided to present Allan Holdsworth's profile in two parts. In this section, we are publishing an interview conducted last autumn. In the next issue, we will discuss his extensive discography, equipment, and interesting facts from his biography.)
COLTRANE OF GUITAR
Allan Holdsworth's name is mainly associated with the band U.K. Some guitar fans remember him from albums by Tony Williams, Jean Luc Ponty, GONG, and SOFT MACHINE. He's often called the Coltrane of the guitar, although such labels don't mean much to him personally. Masters like Van Halen, Zappa, Santana, and Joe Zawinul regard him as one of the greatest guitarists of all time, yet he remains in the shadows. He is known, especially in our circles, to a narrow audience, although more and more people are discovering the charm of his challenging but very interesting and original music. Musicians appreciate him for his creativity and attitude - he is perpetually dissatisfied with what he played in the past, always seeking something new. He defined modern legato playing on the guitar and is a master of tremolo use. He perfected the use of the SynthAxe, an instrument designed to bring sound synthesis into the realm of the guitar. Thanks to his unconventional approach to harmony and the development of his own theory of scales based on mathematical permutations of intervals, he became one of the few guitar innovators. He possesses a technique that still impresses to this day. As Eddie Van Halen once said, "What I do on the neck with both hands, he does with one." He can be appreciated not only for intellectualism and a conceptual approach to the instrument but also for the emotions expressed in his harmonies and dramatic solos, where solo lines are always a pretext to showcase harmonic structures. His phrasing is an unparalleled model. Listening to him demands dedication and concentration. His albums are sometimes uneven, but that's the result of constant exploration. This artist never rests on his laurels, which is why buying one of his albums after a few years may lead to a completely different musical experience. He has a large and devoted fan base scattered around the world. Every self-respecting guitarist sooner or later comes across his records. He's not the idol type; he doesn't play on heavily advertised super-guitars (although you could see him on advertising pages recently), he doesn't have a record contract, and he doesn't like it when someone tells him what to play. Perhaps by working with good producers, he would record entirely different, maybe better, perhaps more palatable albums for a broader audience. However, he doesn't trust anyone; he composes, records, produces, and mixes his own albums, wanting complete control over the music he releases under his name. Hence, he despises bootlegs. He also dislikes critics, the showbiz, and discussions about music, which he claims you either play or listen to. You won't find his music on radio stations, simply because it can't be unequivocally classified as jazz or rock, and the word "fusion" is already outdated. In his sounds, you can find impressionism reminiscent of classical music, elements of jazz improvisation, rock expression, and progressive coolness.
MUSICAL CAREER
He hails from Bradford, Yorkshire, where he was born on August 6, 1946. His musical education was greatly influenced by his father, a jazz pianist and enthusiast who taught him the basics and, most importantly, surrounded him with music. Albums by Django Reinhardt, Jimmy Rainey, Charlie Christian, later Joe Pass and John Coltrane, had a significant impact on him, as he admits. He learned to play several instruments (see the interview). His first band was called IGGINBOTTOM, and he even recorded an album with them in 1969. After the group disbanded, Holdsworth returned to his daily activities while occasionally playing in local clubs at night. At that time, he viewed music as a hobby, but over time, it began to take up more and more of his time. He moved successively to Manchester and London, playing in clubs, partly thanks to the discovery of his talent by saxophonist Ray Warleigh. This period was marked by new experiences and acquaintances. One of his acquaintances, Jon Hiseman (ex-COLLOSEUM), formed his band TEMPEST, with Allan Holdsworth as the guitarist and Paul Williams as the singer. After recording their debut album, a series of concerts, and his departure from the group, the artist began performing with the group NUCLEUS. In 1973, he played concerts with SOFT MACHINE and became a member of the band in the spring of the following year. He gained recognition in the music industry as a guitarist and musician, and in 1975, he joined Tony Williams' LIFETIME. After leaving the group due to "financial uncertainties" in 1976, he recorded his first solo album, "Velvet Darkness." A year later, he appeared on GONG's album and collaborated with Jean-Luc Ponty. During the same period, he also played with Bill Bruford, who invited him to a recording session for his album "Feels Good To Me." Thanks to the album "In The Dead of the Night" by the band U.K., his name became known to a wider audience of music lovers, including many guitarists who closely followed his career and music development from that point on. However, he left the group, recorded more albums with Bruford, and contemplated a solo career. With nothing else to do, he repaired amplifiers and sold equipment accumulated during concert tours with U.K. He began rehearsals with his good friend Jack Bruce (ex-CREAM) and Jon Hiseman. In the United Kingdom at that time, punk was reigning supreme, and no one cared about the music they had to offer. In the meantime, he met the fantastic young drummer Gary Husband, with whom he formed a new band. Along with Paul Carmichael (bass) and old friend Paul Williams, they recorded the album I.O.U. (the name suggests it's about borrowed money, and indeed, without it, there would be no album). It was released in 1982 (reissued in 1986), and in the meantime, Holdsworth even considered seriously quitting music altogether. He moved to California, and his big fan, Eddie Van Halen, convinced the Warner Bros executives to the extent that they signed a record deal with Holdsworth. In 1983, the legendary EP "Road Games" was released, which is now almost unavailable on the market. However, this marked the end of Warner's collaboration with the artist. Holdsworth's solo career began, yielding instrumental albums starting with "Metal Fatigue" (1986) and ending with "None Too Soon" (1996). A fan of Tetley beer, he loves bicycle rides and the TV series "Star Trek." He has a wife, Claire, with whom he raises three children.
CONCERT
I spoke with Allan Holdsworth before his concert at the Quasimodo club in Berlin, where he performed alongside Chad Wackerman (drums) and Dave Carpenter (bass). The Berlin performance was part of their European tour, organized after the success of previous shows in late February and March 1997. Allan Holdsworth's trio performed the following songs in Berlin: "Sixteen Men Of Tain" – a new melody from the upcoming album, "Looking Glass" from the album "Atavachron," "Above + Below," "E-tune (Material Real)" – another new track, and "Water On The Brain" from the album "Road Games," in which Carpenter excellently stepped into the shoes of the famous predecessor, Jeff Berlin, and delivered an astounding bass solo. After playing the new song "Running on Fumes," Allan Holdsworth commented on the enthusiastic fan response with the words, "This is a new song; you can't imagine how we f...ed it up." They performed "Funnels" in a somewhat swinging version, significantly altered from the original on the "Atavachron" album, featuring an excellent drum solo by Chad Wackerman. After a short break, they returned to the stage to play "Letters of Marque" from the "I.O.U." album, another new composition "0-1-2-7-4," and again from "I.O.U.," this time "Where Is the One." "House of Mirrors" from "Hard Hat Area" didn't sound as good as on the album, and the guitarist used a Roland VG-8 instead of the SynthAxe, if I recall correctly. "Texas" was another new song of the evening, followed by "Shallow Sea" from "I.O.U.," the galloping "Proto Cosmos" dedicated to Tony Williams, and finally, the encore, "Tokyo Dream" from "Road Games," which was welcomed with applause. For the encore, they played "Mr. Berwell" from "Atavachron," as far as I remember. As you can see, most of the material came from the albums "Atavachron" and "I.O.U." I'm not sure if this was driven by sentiment, which the artist holds for these albums, or rather their versatility and adaptability to the trio format. However, in my opinion, there was a lack of keyboard instruments in the background, which, besides creating atmosphere, would have provided a harmonic backdrop for the solos. Although Dave Carpenter did his best by playing various bass patterns, including regular and spread chords (sometimes it sounded like he was using a "sweep" technique on the bass!), he couldn't replicate the rich harmonies when Holdsworth played a solo. The master himself, as always, was focused and showed that despite his age, his fingers had not lost their agility. Speed, precision, and most importantly, his unique improvisations, which required the audience to keep up with his thoughts and narratives, were showcased. Comparing his live performance to what he recorded on albums, I had the feeling that his guitar style was slowly evolving, and the character of improvisations, especially in the new songs, hinted at another facet of the artist. We'll see what we find on the new album. Strangely, he didn't use the tremolo at all, and as fans may recall, using the "whammy bar" (which, incidentally, Van Halen cleverly emulated) added a specific atmosphere to his solos. Dave Carpenter skillfully handled the solo parts during the evening, playing at times similar to Jimmie Johnson, extremely technically proficient and musical. Chad Wackerman set the pace with very economical movements, and it was clear that the section's cooperation was working well. Allan Holdsworth is worth listening to and watching live, as it's an opportunity to hear improvisations that have not been recorded on any album yet. It's high time for the artist to consider a live album, although he often says that he won't record one too quickly.
GiB Special (Interview)
Guitar and Bass: Are you currently recording an album?
Allan Holdsworth: Yes, I intend to, but the problem is that I need a record contract. It's very difficult when you play this kind of music. We've just finished nearly a new album; we finished recording six songs before going on tour, and when we return, we'll do three more. I hope the album will be released in January.
GiB: Who are you playing with on the new record?
A.H: Gary Novak on drums, Dave Carpenter on bass, and myself. In one of the songs, Alan Pasqua plays the piano, and on two tracks, Walt Fowler plays the trumpet.
GiB: What led you to record with different musicians than before? (Editor's note: Allan Holdsworth typically recorded several of his albums with a relatively stable lineup, including Jimmy Johnson, Gary Willis, or Skuli Sverrisson on bass, and either Chad Wackerman or Gary Husband on drums. On keyboards, it was often Alan Pasqua or Steve Hunt, with Gordon Beck occasionally on piano.)
A.H: Things change over the years. I've always played with Gary Husband because he's a unique person to me, especially when it comes to a similar feeling for music. He's played with me whenever he could. Jimmy Johnson also played with me, as did Skuli Sverrisson from Iceland. So, I had Gary, Skuli, and Steve Hunt on keyboards in my group (this lineup recorded Holdsworth's album "Hard Hat Area" - editor's note). It was a great band, but it was tough to keep it going - touring and traveling was too expensive, and it was hard to make any money. I made an agreement with Dave Carpenter, who is a great bassist (he played, among other things, on Scott Henderson's "Tore Down House," his latest solo album), that we should put together a band based on local, easily accessible musicians, along with Gary Novak on drums. We did a small tour, but I had problems again scheduling it, so it looks like Chad Wackerman, who's playing with me during this mini-tour in Europe, will play in the remaining three tracks on the album.
GiB: The issue is finding a record label that would release your music. Are there any chances of you signing a contract that would at least allow you some comfort when recording future albums? In Europe, Jean-Marie Salhani is such a daring figure. (Editor's note: Holdsworth's albums were mainly released by American labels Enigma and later Restless. The latter holds the rights to his albums in the US. Allan often mentions that no one puts effort into promoting his records, but he can't afford to buy back the entire US catalog. In Japan, the most recent albums were released under Polydor. In Europe, all his solo albums are released by JMS-Cream Records in Paris. Many albums on the market are bootlegs.)
AH: Yes, here in Europe, it will be released by J. M. Salhani, but I have no idea how to release it outside Europe. I don't have any record contract. That's why I often run into problems when someone releases my unreleased recordings as bootlegs. This time, a guy who sang in my band over 10 years ago, Paul Williams (he sang on "Road Games," "I.O.U.," and "Metal Fatigue" – editor's note), did that. I can't believe what he did. He had some tapes that he never told me about. He remixed them and released them. To make matters worse, these are tapes from 1985, which he released as some new album. It really pissed me off because it's very hard to sign a record contract when people behave like he did. He never told me about this, and he didn't sign any contracts with anyone who played in the band at that time. He made money off my music, my band, and my name, which he put on the record. I'm really p***ed off at him for what he did. Right now, I'm taking legal action against him... I really can't believe what he did. Why didn't he name the album after himself? This guy is an idiot. The problem is that moves like this tarnish my image. People see the album in stores, so my request would be for them to be kind enough not to buy this album.
GiB: These situations seem to happen to you quite often, I would say regularly. I remember that you recorded many albums quickly, you weren't satisfied with some sessions, yet they appeared on records. Often, what was recorded accidentally or stealthily was released without consulting you. Do you remember your first session with the IGGINBOTTOMS BAND? You recorded quickly, and I think you don't have very fond memories of that experience today?
A.H: That was a completely different situation because we shouldn't have recorded back then, really. You know, I was playing too briefly. It's like a picture of someone completely different, actually like a three-year-old musical child in swaddling clothes. Those are such distant times... and I'm only interested in my new music. What I recorded in the past means much less to me.
GiB: If I remember correctly, drummer John Stevens also illegally released material that is now feverishly sought after by collectors?
A.H: Yes, John Stevens did the same thing. He actually took advantage of the fact that I'm not very famous, and I'm not able to take everyone to court and sue them for releasing bootlegs. He also showed what kind of a**hole he is. I think I might have said too much because he's no longer alive...
GiB: Do others make a lot of money from you?
A.H: They certainly make some, but these are not the sums that a record company could fight for, possibly involving someone going to jail. Normally, if I had more money, Paul Williams, for re-releasing material from an old video cassette under my name, would end up behind bars.
GiB: I know you're a demanding artist, and you don't like it when someone releases songs that you don't want to associate with because of their quality.
A.H: There are still things that I don't like, and there's nothing I can do about it. Like I said, I don't have a contract in the States, and while it wouldn't have been too hard to sign one earlier, now no one will sign one with me right away, for sure. I think I'll release the new album on my own, along with a friend who has a music store. He has enough money to finance this project. In Japan, the album will be released by Polydor/PolyGram, in Europe by JMS. I've also contacted a German distributor regarding the bootleg, and he assured me that they won't sell it, so maybe we can get someone in Germany. In the States, I'll have to ask or force Paul Williams to stop selling that awful record.
GiB: Will you also sell the new album through the Internet? Many musicians, especially independent ones, do this now.
A.H: The new one? Yes, we can do that, and we probably will.
GiB: At the same time, I know you're working on other projects, including another album with drummer Andrea Marcelli?
A.H: Yes, we started the album, but we stopped working on it. It's a joint project, most of the material is already recorded, including the basic tracks, but we need to record our solos and those of other musicians.
GiB: Do you like collaborating with other artists on such terms as with Marcelli?
A.H: I like him and his music. It's different, and for me, it's incredibly nice to record something different from what I normally do. That's why I enjoyed what I recorded with the Johansson brothers (referring to the album "Heavy Machinery" – editor's note) because I would never write or play such an album, but I had a lot of fun playing it. It was fresh and exciting in its own way. Yes, I like doing different things, especially if they're unusual. (From my information, Holdsworth was supposed to appear on the F/X album by the WALK AWAY group, but it didn't work out due to scheduling conflicts – editor's note.)
GiB: In your career, you also had an episode under the name LEVEL 42. Is that the kind of "intelligent pop music" as you yourself described it, that you would like to play if anyone invited you to collaborate?
A.H: Playing with a pop group? No, I wouldn't be able to stand being in that kind of group; I'd probably go crazy...
GiB: Are you referring to playing the same tunes every night?
A.H: Yes, in general, it's about music that annoys me. Someone else could probably do that job better than me. Besides, you're dealing with show business. I don't want to say anything bad about the band because it's a good group, and I like those people, especially Mark King and of course, Gary Husband, with whom I've worked for years. I particularly enjoyed recording the album, and I would probably be able to do it again someday. (Allan Holdsworth played on the album and tour, replacing the late Alan Murphy, who was considered the second, after Holdsworth, English guitar in this difficult-to-name genre. Let's agree that it's modern improvised music – editor's note.)
GiB: Going back to more distant times: I know you stopped playing acoustic guitar because of the percussive character of the sound. I read somewhere that you played the violin, and I found annotations about this instrument on several album covers. Why did you pick up the violin, and why did you stop playing it?
A.H: I never really started and stopped playing that instrument. I played many instruments: oboe, clarinet, saxophone, violin, and viola. However, I never really played them. I was just curious about other instruments. I was curious about the violin, and besides, I was amazed at how quickly and without too much effort, I made some progress. I remember it was a few months to half a year. I stopped playing because it's a difficult instrument, and it took time away from my guitar. Besides, I couldn't play chords. I even wanted to play the saxophone at one point, but the inability to produce harmonies made me stop playing. Chords are a very important part of what I like and what I do in music.
GiB: At one point, you had a problem choosing which instrument to play: SynthAxe or guitar...
A.H: I like the SynthAxe solo, and I like it more now than the guitar because it brings me closer to what I wanted to achieve with an instrument, which I couldn't do with the guitar. Especially after playing it for a few years. It was something completely new to me on "Atavachron." I got that instrument just before recording the album. I didn't know it at all. Later on "Sand" and "Secret," especially when I was recording "Sand," I felt satisfied with what I had done, compared to the guitar...
GiB: Oh yes, the track "Spokes" is fantastic...
A.H: Yes, I felt like I managed to work out the right sound, find myself... But they (the company that produced SynthAxe) stopped making it, so I started to worry about getting attached to such an instrument. If it broke, I would be lost. So I pretty much gave up on SynthAxe and went back to the guitar.
GiB: Is the guitar an instrument that still presents new challenges for you, or will you perhaps be looking for another synthesizer model?
A.H: No, I'll stick with the guitar. Every instrument presents enough challenges to keep me busy for, let's say, ten of my "lives." I could live for 1000 years and still know nothing about music. The more you learn, the more you realize you know nothing. It's endless. I never really knew anything. Now I know more than before, but really, I know nothing...
GiB: It's strange to hear this from an artist who many musicians and critics consider an innovator. You have many enthusiasts of your music; some even place you among the greatest guitarists and musicians of our time...
A.H: Well, yes? It's amazing (with a smile), I appreciate that...
GiB: I read that your approach to harmony is based on finding permutations of scales, their notes, and chords, which reminded me of Johann Sebastian Bach, who was considered a great musical mathematician by many. Classical music must also inspire you, right?
A.H: I've always liked what that man did and other classical musicians. I like Bach, Debussy, Ravel, Bartok, Stravinsky. I like that period when Bartok and Debussy lived, that "romantic" style. I like this music; it's great and has had a big influence on me. When I was a child, before I knew anything, when I was about three years old, I couldn't understand why one music made me cry, and another made me happy. I didn't know what it was. Music is something special, magical to me... But I still don't know what it is...
GiB: Your father played a significant role in your childhood. Thanks to him, you got to know many jazz records?
A.H: Well, my father was a really great musician and a talented artist, and also... a football player. He had a talent for everything he touched...
GiB: You dedicated one of your songs on "Metal Fatigue" to him...
A.H: There are several songs that I dedicated to him. Not only on that album, but also on "Secret"...
GiB: Which one?
A.H: "Endomorph"... Yes, my father was incredible; he never really achieved anything. Towards the end, he completely quit music, which I couldn't understand when I started playing myself. Now I understand why he did it – he simply didn't have the opportunity I have, which is playing for an audience that is open to music. He found himself in a city where there was no outlet for his talent. Besides, after the war, he didn't want to be away from home and lose contact with his family, so he simply found a regular job, a source of income. Towards the end of his life, he stopped enjoying it... He helped me immensely. He couldn't play the guitar, but he knew everything about this instrument, which frets corresponded to which notes, chords. Eventually, he became quite a decent guitarist, teaching me all these things (laughter). It was incredible...
GiB: As far as I know, you don't teach guitar yourself...
A.H: How could I teach others when I don't know anything myself? There are people who enjoy teaching and can teach you everything you want to know about what everyone else is already doing. I'm trying to find a different path; I want to do something more. There must be more than one way to do something. You know, I like bebop; I grew up listening to it, but I don't feel the need to play that kind of music because, for me, it's a shallow shortcut to the real meaning of "improvisation." There are too many really great musicians who do it, so...
GiB: You're right; I've noticed that while listening to many otherwise well-known and respected contemporary musicians. They keep playing similarly, imitating something that has already been invented – the same things.
A.H: Yes, when you recognize the chords, note lines, scales, you come to the conclusion that you've heard it before. In most cases, the people who played it first did it the best; they were ready to cross certain boundaries, go to the other side. For me, that's the "something" that music is really about.
GiB: When you mentioned going to the other side, it reminded me of your song "At the Edge" from the album "The Things you see..." This album is evidence of your musical encounter with Gordon Beck, a fantastic but perhaps underrated pianist. Together, you create extraordinary compositions. Why didn't you record more music together?
A.H: Later, we recorded another album together as a duet (referring to "With a Heart in my song") and realized "None Too Soon." I love him; he's a great and extraordinary musician. We work well together. He's one of the few musicians with whom I feel a musical connection and similarity. It turns out that he also likes what I do with my music. That's why he asked me if we wouldn't make the album "None Too Soon" together. He said, "You know, people really don't understand what you're doing, so maybe we could record an album with jazz or regular tunes. People could hear what you do with familiar songs as a background. They'd probably understand you and your musical thinking better." I agreed.
GiB: Why did Gordon play an electric piano?
A.H: Because we recorded it at my house. I didn't have the money to rent a studio. We recorded it in my home studio; I have a small studio at home...
GiB: The Brewery?
A.H: Yes. It's just a garage; it looks much bigger than it actually is.
GiB: I read that the house you live in is also extraordinary...
A.H: Yes, it has a dome shape, it's round. It was inexpensive, and the garage was already built. The move didn't cost us much because the house I used to live in with my family, although smaller, was in a more expensive neighborhood. So we moved to the suburbs of San Diego. In that large garage, a friend of mine who's a carpenter built the studio. I mixed "Hard Hat Area" there, and we recorded "None Too Soon" and the latest album.
GiB: Do you record on analog tape?
A.H: Yes, I borrow one. I couldn't afford it for "None Too Soon" because I didn't have the money, so I recorded it on ADATs. I don't like them; they don't sound good, but I had to make the best of the time and working conditions.
GiB: Regarding money: I know that often you don't have enough to finish work on an album. Is it not the most frustrating moment when, in addition to your musical pursuits, seemingly prosaic but still challenging financial obstacles stand in your way?
A.H: That's why I have a home studio. Before setting it up, I collected equipment for a few years, bit by bit, until I had enough to create the studio. I don't even have a tape machine, just a good console and some sound processing equipment. A good console is half the battle; I bought it a few years ago. (Holdsworth uses a Trident console - author's note.)
GiB: In one of your interviews, I read that there was a point in your life when you were selling your own guitars just to survive?
A.H: I sold all my guitars to mix the "I.O.U." album. When we finished the work, I didn't have any guitars. That's when I met Grover Jackson from Charvel, a fantastic guy who made me about five or six different guitars, including two special ones, beautiful red and white ones that I had for many years. Gorgeous instruments. He just gave them to me. So when I came to the States and had no guitars with me, he gave me not one but two, a great guy.
GIB: You moved to America in 1982. Was it a difficult decision to leave everything in England and go into the unknown?
AH: No, it was pretty easy because in England, I was unemployed as a musician. I couldn't work in England.
GiB: Were those tough times for you?
A.H: It wasn't a bad thing; I don't think of it that way. Many musicians have to do other things. I earned a living in various places: factories, workshops, bike shops. But when I saw my name in American guitar magazines like "Guitar Player," I thought maybe someone in America would be interested in my music. One of our musician friends was living in California at the time, so we went there with the band and stayed at his place. We played a few shows, and that's when we met Mike Varney. He helped us book some gigs at clubs, which surprisingly sold really well. It was amazing, performing to packed rooms after a period when we usually played to empty chairs, and there were no chances of getting any tours at all.
GiB: You mentioned Varney's name. You recorded an album with Frank Gambale for his label...
A.H: Yes, but that was Mark Varney, his brother. Mike helped us with the tours, and I played with Gambale for Mark. It's a good album. I love Frank and the other musicians I played with then, even though I realized that the album's producer, Mike Varney, wanted a "guitar war" all the time. I didn't agree with his concept, so I played some parts on the SynthAxe. I thought its sound would provide a good contrast to the guitar, rather than following the pattern of playing guitar solos one after another.
GiB: Since we've touched on the topic of other guitarists, I'd like you to talk about your connections with Eddie Van Halen. I know he helped finalize the contract with Warner Brothers, and you were supposed to record something together. At least that's what I gathered from one of the interviews he gave to "Guitar World" magazine...
A.H: Yes, he probably would have been involved in "Road Games." But it turned out to be a huge disaster. You know, Eddie is a wonderful, noble guy; I really like him a lot. He helped me a great deal, especially in getting the Warner contract. However, it didn't work out because they wanted me to play a type of music that I wasn't interested in. I just didn't see the point in signing with a major label if they wouldn't allow me to do what I usually do. If someone from a big record label came now and said, "We'll give you a contract, but you can't play what you play," I wouldn't be interested in that either.
GiB: Well, jazz critics don't consider you a jazzman, and for rock fans, you're "off-topic," too jazzy. Do you think this kind of labeling, assigning someone's music to genres, is necessary?
A.H.: No, but it seems that everyone wants some classification. The category of "jazz" isn't strict. My father usually said that the word "jazz" was a label assigned to improvisation over harmonic and rhythmic structures, regardless of what it was. After styles developed, they became a traditional form. Now we have the second generation of traditional jazz, modern jazz. Styles like Bebop have become classics, and that's great; many really great musicians keep that genre alive. However, it's not something that resonates with me. I like to listen to it from time to time, but... it's not for me. A chord sequence is a chord sequence. On "None Too Soon," we recorded such songs. I didn't know any of them, so I learned them like any other melodies. The chords were the same, but I recorded the solo parts as if I were playing them in my original compositions. So there was no difference; only the format was different. I'm not interested in it in the long run...
I asked Holdsworth if he could say a few words about his approach to harmony. "It's too difficult, let's drop it," he cut it short.
GiB: In the discussion club that exists in your online fan club, I read opinions that "NTS" is an album where you can't feel the swing, and the blame was placed on the drummer, Kirk Covington. What do you think about such criticism? As far as I know, Willis and Covington were recommended to you by Scott Henderson (Scott plays with them in his band TRIBAL TECH - ed.).
A.H.: I invited Gary Willis to work on the album because I love him; he's a fantastic bass player. I wanted him to feel comfortable with someone who would sit behind the drums. I gave him free rein, and he chose Kirk. I like what he played, maybe it's not good for everyone. This is not an album for everyone; people can throw it in the trash. It doesn't matter whether you like it or not. What time is it now?
-At this moment, there's about half an hour left until the concert, so our conversation ended. I didn't have time to ask many other questions, so I felt somewhat unsatisfied. Perhaps the conversation can be continued when Holdsworth finally comes to our country. Apparently, there have been a few attempts to arrange his performances here. He was even supposed to perform in Warsaw and Krakow in the autumn of last year. Manager Patrizzio Chiozza comforted me by saying that it's rarely possible to persuade Allan to do an interview, especially not before a concert. I guess I was lucky...
Piotr Nowicki
CDN
Acknowledgments: Thanks to - Patrizzio Chiozza, Jean Marie Salhani, Giorgio & all crew at the Quasimodo Club.