Mistrzowie Gitary (Gitara i Bas 1998): Difference between revisions

From Allan Holdsworth Information Center
No edit summary
No edit summary
Line 5: Line 5:
(Ze względu na obszerność materiału zdecydowaliśmy się przedstawić Wam sylwetkę Allana Holdswortha w dwóch odsłonach. W tej części publikujemy wywiad przeprowadzony jesienią zeszłego roku. W numerze następnym omówienie obszernej dyskografii, sprzętu oraz ciekawostki z jego biografii.)
(Ze względu na obszerność materiału zdecydowaliśmy się przedstawić Wam sylwetkę Allana Holdswortha w dwóch odsłonach. W tej części publikujemy wywiad przeprowadzony jesienią zeszłego roku. W numerze następnym omówienie obszernej dyskografii, sprzętu oraz ciekawostki z jego biografii.)


COLTRANE GITARY  
 
==COLTRANE GITARY==


Nazwisko Allana Holdswortha kojarzone jest u nas głównie z grupą U.K. Część fanów gitary pamięta go z albumów Tony Williamsa, Jean Luc Ponty'ego, grup GONG i SOFT MACHINE. Nazywany jest Coltranem gitary, choć dla niego samego takie określenia mało znaczą. Tacy mistrzowie jak Van Halen, Zappa, Santana, czy Joe Zawinul określają go jako jednego z najważniejszych gitarzystów wszechczasów, ale mimo to pozostaje w cieniu. Znany jest, szczególnie u nas, bardzo wąskiemu kręgowi słuchaczy, choć coraz więcej osób odkrywa urok jego trudnej, choć bardzo ciekawej i oryginalnej muzyki. Muzycy cenią go za twórczość oraz postawę – jest wiecznie niezadowolony z tego, co zagrał kiedyś, wiecznie szuka czegoś nowego. To on zdefiniował nowoczesną grę legato na gitarze, jest mistrzem w posługiwaniu się tremolem, perfekcyjnie opanował posługiwanie się SynthAxe, instrumentem, który miał zbliżyć do formatu gitary świat syntezy dźwięku. Dzięki niekonwencjonalnemu podejściu do harmonii i opracowaniu własnej teorii skal opartych na matematycznych permutacjach interwałów, stał się jednym z niewielu innowatorów gitary. Dysponuje techniką, którą do dziś jest w stanie zaimponować. Jak powiedział kiedyś Eddie Van Halen: ,,To co ja wyrabiam na gryfie obydwoma rękami, on załatwia jedną”. Można go cenić nie tylko za intelektualizm i pewną koncepcyjność w podejściu do instrumentu, ale i za emocje wyrażane w swych harmoniach oraz dramatycznych solówkach, w których linie solówek są zawsze pretekstem do pokazania struktur harmonicznych. Jego frazowanie jest niedoścignionym wzorem. Od słuchacza wymaga poświęcenia i koncentracji. Jego albumy są czasami nierówne, taki jest jednak efekt ciągłych poszukiwań – artysta ten nigdy nie odcinał ,,kuponów”, stąd kupując jego płytę po kilku latach trzeba być przygotowanym na zupełnie inną muzykę. Ma liczne i wierne grono fanów rozsianych po całym świecie. Każdy szanujący się gitarzysta prędzej czy później musi trafić na jego płyty. Nie jest typem idola, nie gra na reklamowanych superwiosłach (choć ostatnio można było go oglądać na stronach reklamowych), nie ma kontraktu płytowego i nie lubi, gdy ktoś mówi mu co ma zagrać. Być może współpracując z dobrymi producentami nagrywałby zupełnie inne, może lepsze, może bardziej strawne dla szerszej publiczności płyty. Nie dowierza jednak nikomu, sam komponuje, nagrywa, produkuje i miksuje swoje płyty, chcąc mieć całkowitą kontrolę nad muzyką, którą sprzedaje się pod jego nazwiskiem. Stąd nie cierpi bootlegów. Nie lubi także krytyków, show biznesu oraz rozmów o muzyce, którą jak twierdzi – albo trzeba grać, albo jej słuchać. Nie znajdziecie jego muzyki w stacjach radiowych, choćby dlatego, że nie można jej zakwalifikować jednoznacznie ani do jazzu, ani do rocka, a słowo fusion jest już niemodne. W jego dźwiękach możecie odnaleźć impresjonizm rodem z muzyki poważnej, elementy jazzowej improwizacji, rockową ekspresję i progresywny chłód.
Nazwisko Allana Holdswortha kojarzone jest u nas głównie z grupą U.K. Część fanów gitary pamięta go z albumów Tony Williamsa, Jean Luc Ponty'ego, grup GONG i SOFT MACHINE. Nazywany jest Coltranem gitary, choć dla niego samego takie określenia mało znaczą. Tacy mistrzowie jak Van Halen, Zappa, Santana, czy Joe Zawinul określają go jako jednego z najważniejszych gitarzystów wszechczasów, ale mimo to pozostaje w cieniu. Znany jest, szczególnie u nas, bardzo wąskiemu kręgowi słuchaczy, choć coraz więcej osób odkrywa urok jego trudnej, choć bardzo ciekawej i oryginalnej muzyki. Muzycy cenią go za twórczość oraz postawę – jest wiecznie niezadowolony z tego, co zagrał kiedyś, wiecznie szuka czegoś nowego. To on zdefiniował nowoczesną grę legato na gitarze, jest mistrzem w posługiwaniu się tremolem, perfekcyjnie opanował posługiwanie się SynthAxe, instrumentem, który miał zbliżyć do formatu gitary świat syntezy dźwięku. Dzięki niekonwencjonalnemu podejściu do harmonii i opracowaniu własnej teorii skal opartych na matematycznych permutacjach interwałów, stał się jednym z niewielu innowatorów gitary. Dysponuje techniką, którą do dziś jest w stanie zaimponować. Jak powiedział kiedyś Eddie Van Halen: ,,To co ja wyrabiam na gryfie obydwoma rękami, on załatwia jedną”. Można go cenić nie tylko za intelektualizm i pewną koncepcyjność w podejściu do instrumentu, ale i za emocje wyrażane w swych harmoniach oraz dramatycznych solówkach, w których linie solówek są zawsze pretekstem do pokazania struktur harmonicznych. Jego frazowanie jest niedoścignionym wzorem. Od słuchacza wymaga poświęcenia i koncentracji. Jego albumy są czasami nierówne, taki jest jednak efekt ciągłych poszukiwań – artysta ten nigdy nie odcinał ,,kuponów”, stąd kupując jego płytę po kilku latach trzeba być przygotowanym na zupełnie inną muzykę. Ma liczne i wierne grono fanów rozsianych po całym świecie. Każdy szanujący się gitarzysta prędzej czy później musi trafić na jego płyty. Nie jest typem idola, nie gra na reklamowanych superwiosłach (choć ostatnio można było go oglądać na stronach reklamowych), nie ma kontraktu płytowego i nie lubi, gdy ktoś mówi mu co ma zagrać. Być może współpracując z dobrymi producentami nagrywałby zupełnie inne, może lepsze, może bardziej strawne dla szerszej publiczności płyty. Nie dowierza jednak nikomu, sam komponuje, nagrywa, produkuje i miksuje swoje płyty, chcąc mieć całkowitą kontrolę nad muzyką, którą sprzedaje się pod jego nazwiskiem. Stąd nie cierpi bootlegów. Nie lubi także krytyków, show biznesu oraz rozmów o muzyce, którą jak twierdzi – albo trzeba grać, albo jej słuchać. Nie znajdziecie jego muzyki w stacjach radiowych, choćby dlatego, że nie można jej zakwalifikować jednoznacznie ani do jazzu, ani do rocka, a słowo fusion jest już niemodne. W jego dźwiękach możecie odnaleźć impresjonizm rodem z muzyki poważnej, elementy jazzowej improwizacji, rockową ekspresję i progresywny chłód.
Line 17: Line 18:
Z Alanem Holdsworthem rozmawiałem przed koncertem w berlińskim klubie Quasimodo, w którym zagrał wraz z Chadem Wackermanem (dr) oraz Davem Carpenterem (bass). Berliński występ był fragmentem jesiennej trasy koncertowej po Europie, którą zorganizowano po sukcesie wcześniejszych występów na przełomie lutego i marca 1997 roku. Trio Allana Holdswortha zagrało kolejno: Sixteen Men Oftain – nową melodię z mającego się właśnie ukazać albumu, Looking Glass z płyty „Atavachron, Above + Below”, E-tune (Material Real), kolejny nowy utwór oraz Water On The Brain z płyty „Road Games”, w którym Carpenter znakomicie wczuł się w rolę słynnego poprzednika (Jeffa Berlina) i zagrał porażające solo na basie. Po zagraniu nowego numeru Running on Fumes Allan Holdsworth skomentował gorącą reakcję fanów słowami: „To jest nowy utwór, nawet nie wyobrażacie sobie jak go sp...my.” Kompozycję Funnels zagrali natomiast w wersji dość swingującej mocno zmienionej stosunku do oryginału z płyty „Atavachron”, a w którym kapitalne solo na bębnach zagrał Chad Wackerman. Po kilkunasto minutowej przerwie wrócili na estradę, by zagrać: Letters of Marque z płyty „I.O.U.”, nową kompozycję 0-1-2-7-4 i znów z „I.O.U.”, tym razem Where Is the One. House of Mirrors z „Hard Hat Area” wypadł moim zdaniem gorzej niż na płycie, a gitarzysta zamiast SynthAxe użył bodajże Rolanda VG-8. Texas to kolejny nowy utwór tego wieczoru, po nim Shallow Sea znów z „I.O.U.”, galopujący Proto Cosmos dedykowany był Tony'emu Williamsowi, a na koniec witany owacjami Tokyo Dream z „Road Games”. Na bis zagrali o ile pamiętam Mr Berwell z „Atavachron”. Jak widać materiał pochodził głównie z płyt „Atavachron” oraz „I.O.U.” Nie wiem, czy podyktowane to było sentymentem, którym artysta darzy te płyty, czy też raczej ich uniwersalnością i możliwością dostosowania do formatu tria. Zabrakło bowiem, przynajmniej w moim odczuciu, backgroundu instrumentów klawiszowych, które prócz kreowania klimatu dałyby również harmoniczne tło dla solówek. Co prawda Dave Carpenter dwoił się i troił grając różnorodne pochody basu, łącznie ze zwykłymi i rozłożonymi akordami (brzmiało to czasami jak... granie techniką „sweep” na basie!), ale nie był w stanie oddać bogatych harmonii, gdy Holdsworth grał solo. Sam mistrz jak zwykle skupiony pokazał, że mimo wieku jego rozpięte niczym macki pająka palce nie utraciły wigoru. Szybkość, precyzja, ale przede wszystkim unikalne improwizacje, które wymagały od słuchaczy dość szybkiego „pomykania” za myślami i opowiadaniami, które mistrz chciał przekazać. Porównując jego grę z tym co nagrał na płytach miałem wrażenie, że gitarowy styl powoli ulega zmianom, a charakter improwizacji, szczególnie w nowych utworach zapowiadał kolejną „odsłonę", inną stronę artysty, zobaczymy, co znajdziemy na nowej płycie. Co dziwne, w ogóle nie używał tremola, a jak pamiętają fani jego użycie „wajchy” (które notabene sprytnie kopiował Van Halen) nadawało specyficzny klimat solówkom. Partie solowe udanie odgrywał tego wieczoru Dave Carpernter, grający momentami podobnie do Jimmiego Johnsona, niesamowicie sprawny technicznie i muzykalny. Chad Wackerman nabijał tempo bardzo oszczędnymi ruchami, słychać było, że współpraca sekcji układa się dobrze. Holdsworth na żywo wart jest posłuchania i oglądania, bowiem jest okazja usłyszeć improwizacje nie zarejestrowane jeszcze na żadnej płycie. Czas najwyższy by artysta pomyślał o płycie „na żywo”, choć często wypowiada się, że zbyt szybo jej nie nagra.
Z Alanem Holdsworthem rozmawiałem przed koncertem w berlińskim klubie Quasimodo, w którym zagrał wraz z Chadem Wackermanem (dr) oraz Davem Carpenterem (bass). Berliński występ był fragmentem jesiennej trasy koncertowej po Europie, którą zorganizowano po sukcesie wcześniejszych występów na przełomie lutego i marca 1997 roku. Trio Allana Holdswortha zagrało kolejno: Sixteen Men Oftain – nową melodię z mającego się właśnie ukazać albumu, Looking Glass z płyty „Atavachron, Above + Below”, E-tune (Material Real), kolejny nowy utwór oraz Water On The Brain z płyty „Road Games”, w którym Carpenter znakomicie wczuł się w rolę słynnego poprzednika (Jeffa Berlina) i zagrał porażające solo na basie. Po zagraniu nowego numeru Running on Fumes Allan Holdsworth skomentował gorącą reakcję fanów słowami: „To jest nowy utwór, nawet nie wyobrażacie sobie jak go sp...my.” Kompozycję Funnels zagrali natomiast w wersji dość swingującej mocno zmienionej stosunku do oryginału z płyty „Atavachron”, a w którym kapitalne solo na bębnach zagrał Chad Wackerman. Po kilkunasto minutowej przerwie wrócili na estradę, by zagrać: Letters of Marque z płyty „I.O.U.”, nową kompozycję 0-1-2-7-4 i znów z „I.O.U.”, tym razem Where Is the One. House of Mirrors z „Hard Hat Area” wypadł moim zdaniem gorzej niż na płycie, a gitarzysta zamiast SynthAxe użył bodajże Rolanda VG-8. Texas to kolejny nowy utwór tego wieczoru, po nim Shallow Sea znów z „I.O.U.”, galopujący Proto Cosmos dedykowany był Tony'emu Williamsowi, a na koniec witany owacjami Tokyo Dream z „Road Games”. Na bis zagrali o ile pamiętam Mr Berwell z „Atavachron”. Jak widać materiał pochodził głównie z płyt „Atavachron” oraz „I.O.U.” Nie wiem, czy podyktowane to było sentymentem, którym artysta darzy te płyty, czy też raczej ich uniwersalnością i możliwością dostosowania do formatu tria. Zabrakło bowiem, przynajmniej w moim odczuciu, backgroundu instrumentów klawiszowych, które prócz kreowania klimatu dałyby również harmoniczne tło dla solówek. Co prawda Dave Carpenter dwoił się i troił grając różnorodne pochody basu, łącznie ze zwykłymi i rozłożonymi akordami (brzmiało to czasami jak... granie techniką „sweep” na basie!), ale nie był w stanie oddać bogatych harmonii, gdy Holdsworth grał solo. Sam mistrz jak zwykle skupiony pokazał, że mimo wieku jego rozpięte niczym macki pająka palce nie utraciły wigoru. Szybkość, precyzja, ale przede wszystkim unikalne improwizacje, które wymagały od słuchaczy dość szybkiego „pomykania” za myślami i opowiadaniami, które mistrz chciał przekazać. Porównując jego grę z tym co nagrał na płytach miałem wrażenie, że gitarowy styl powoli ulega zmianom, a charakter improwizacji, szczególnie w nowych utworach zapowiadał kolejną „odsłonę", inną stronę artysty, zobaczymy, co znajdziemy na nowej płycie. Co dziwne, w ogóle nie używał tremola, a jak pamiętają fani jego użycie „wajchy” (które notabene sprytnie kopiował Van Halen) nadawało specyficzny klimat solówkom. Partie solowe udanie odgrywał tego wieczoru Dave Carpernter, grający momentami podobnie do Jimmiego Johnsona, niesamowicie sprawny technicznie i muzykalny. Chad Wackerman nabijał tempo bardzo oszczędnymi ruchami, słychać było, że współpraca sekcji układa się dobrze. Holdsworth na żywo wart jest posłuchania i oglądania, bowiem jest okazja usłyszeć improwizacje nie zarejestrowane jeszcze na żadnej płycie. Czas najwyższy by artysta pomyślał o płycie „na żywo”, choć często wypowiada się, że zbyt szybo jej nie nagra.


GIB SPECIAL
==GIB SPECIAL (Interview)==


Gitara i Bas: Czy nagrywasz teraz jakiś album?  
Gitara i Bas: Czy nagrywasz teraz jakiś album?